Mateusz Rudyk został pierwszym i zarazem jedynym medalistą mistrzostw świata w kolarstwie torowym, które w dniach 27 lutego – 3 marca były rozgrywane w Pruszkowie. Dzięki temu jest pierwszym biało-czerwonym, który zdobył medal na imprezie tej rangi w sprincie indywidualnym.
Cel minimum wykonałem. Wraz trenerem ustaliliśmy, że musimy ten medal dla Polski zdobyć. Od samego początku w to wierzyliśmy, ponieważ byłem dobrze przygotowany i odpowiednio zmotywowany. Tym startem chciałem to potwierdzić
– powiedział nam jeszcze przed dekoracją Rudyk.
Mateusz Rudyk potwierdził, że należy do grona czołówki światowych sprinterów. Dodatkowo twierdzenie to popiera fakt, że w półfinałach wygrał jeden bieg z Harriem Lavreysenem z Holandii, który później został mistrzem świata.
Tak, to tylko pokazuje, że znajduję się na ich poziomie, a przegrałem detalami – jeszcze nie wiem jakimi, ale na pewno później, na spokojnie wraz trenerem przeanalizujemy, dlaczego byłem później wolniejszy. Na razie cieszymy się z tego brązowego medalu i tyle
– wyjaśnił Rudyk.
Nasz trzeci sprinter na świecie nie mógł nie docenić ścigania przed własną, licznie zgromadzoną w Pruszków Arenie publicznością.
Przed własną publicznością to jest jednak inna jazda… To jest mój drugi start indywidualny w MŚ – poprzednio, w debiucie, byłem piąty. Teraz chciałem wykorzystać to, że te mistrzostwa są u mnie w domu, w Polsce. Publiczność była tu dla mnie i ze mną i to dodało mi skrzydeł – dzięki temu zdobyłem ten medal. Jest tutaj jeden z moich pierwszych trenerów z Laskowic [miejscowości, gdzie mieści się pierwszy klub Mateusza Rudyka – przyp. M.W.], są znajomi, a nawet laskowiczanie, których nie znam osobiście, ale pomimo to przyjechali tu dla specjalnie dla mnie
– cieszył się Rudyk, który przyznał również, że do dalszej pracy dodatkowo motywuje go fakt, że jest pierwszym indywidualnym polskim medalistą w światowym czempionacie.
To mnie dodatkowo motywuje. Do tej pory tym, który wyznaczał standardy w tej kwestii był Damian Zieliński, dwa razy czwarty [w MŚ]. Gdzieś tam w głowie miałem to, że chciałem być pierwszy, przeskoczyć go, no i udało się – tylko się cieszyć!
W większości swoich biegów Mateusz Rudyk przejmował inicjatywę, prowadząc z reguły przez dwa okrążenia. Zapytaliśmy go więc, czy taka była strategia, czy działo się tak przypadkowo.
Stwierdziliśmy z trenerem, że tak będzie najbezpieczniej, ale chciałem też nadawać swój rytm, pokazać, że to ja rządzę. Nie chciałem, aby to przeciwnik dyktował mi warunki, wolałem rozpędzać się tak, jak chciałem
– zakończył Mateusz Rudyk.
Z Pruszkowa Marta Wiśniewska