Z siostrami Darią i Wiktorią Pikulik, które w mistrzostwach świata w Pruszkowie zajęły ósme miejsce w madisonie rozmawialiśmy zaraz po zakończeniu rywalizacji. Polki są bardzo zadowolone ze swojego występu i teraz zamierzają cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem. 

Jesteście zadowolone z ósmego miejsca? 

Daria Pikulik (D.P.): Na pewno jesteśmy zadowolone, ponieważ jest to pierwsza ósemka, która oznacza stypendium i dobre punkty do rankingu olimpijskiego. Biorąc pod uwagę to, że rzadko startujemy w madisonie, bycie w ósemce jest dla nas bardzo dobrym wynikiem. Do tej pory tylko czterokrotnie jechałyśmy w tej konkurencji razem, więc dopiero się uczymy. Wciąż jeszcze nie do końca wychodzą nam na przykład zmiany. 

Wiktoria Pikulik (W.P.): Zgadzam się z siostrą, wyszedł nam bardzo dobry start. Ósme miejsce to pozytywny prognostyk na przyszłość. 

Stawka była bardzo mocna. Myślę, że Holenderki, Australijki, Brytyjki, Włoszki są na razie poza waszym zasięgiem, więc można z przymrużeniem oka powiedzieć, że zajęłyście czwarte miejsce. 

D.P.: Tak. Na przykład Rosjanki [Gulnaz Badykova/Marila Novolodskaya] odjechały nam kilka rund przed końcem i wiedziałam, że to zrobią, bo były za nami. Ale one zawsze atakują na ostatnich rundach. Dzięki temu, że były drugie na finiszu i zyskały sześć punktów, to nas przeskoczyły. Ale myślę, że właśnie tylko Dunki, Brytyjki czy Holenderki były poza naszym zasięgiem. Po drugie, my się dopiero uczymy i myślę, że ten start mocno nas podbuduje. Coraz mniej mamy kraks, coraz lepiej wychodzą nam zmiany – cały czas się rozwijamy. 

Jak z waszej perspektywy wyglądały te trzy kraksy, które wydarzyły się podczas tego wyścigu, w tym jedna, który wymusiła przerwanie rywalizacji? 

D.P.: To było trudne, ponieważ nogi się rozluźniają, zakwaszają i potem na nowo musisz wejść w rytm. Ale ja wykorzystałam tę neutralizację, by podjechać do Wiktorii i powiedzieć jej: „Witka, zróbmy wszystko, by po wyścigu spaść z roweru i powiedzieć sobie, że zrobiłyśmy wszystko, co w naszej mocy”. I myślę, że jakoś nam to wyszło, bo po neutralizacji się obudziłyśmy. Przedtem widziałam, że Wiktoria zaczęła się trochę stresować, może też trochę się bać. I mówię: „Kurczę, Witka, wyluzuj się, ostatnie czterdzieści rund i musimy włożyć jeszcze trochę sił, by być zadowolonym po wyścigu”. 

Ja w ogóle nie byłam pewna czy wystartuję w tych mistrzostwach, ponieważ tuż przed nimi się rozchorowałam, w związku z czym omnium wczoraj mi nie wyszło. Ale wczoraj pomyślałam sobie też, że jestem przed własną publicznością i muszę zrobić wszystko, by pojechać jak najlepiej. Zatem w piątek pojechałam głównie dla własnej ambicji, by poczuć się lepiej, a dziś zrobiłam to dla siostry. 

Właśnie, polskiej publiczności z dnia na dzień jest coraz więcej, a co za tym idzie atmosfera na torze jest coraz bardziej gorąca. Słyszałyście ten doping?

D.P.: Przede wszystkim jest tutaj nasza rodzina, nasze obie babcie, które nam kibicują, mama, tata, ciocia. Mają koszulki „Pikulik Team”, słyszałam podczas wyścigu jak tata krzyczał. To jest naprawdę świetne przeżycie. 

Jakie macie teraz plany? Z pewnością odpoczynek, a co potem?

W.P.: Teraz będziemy miały free time, bo za nami bardzo ciężki, wymagający okres przygotowań. Przez ostatnie pół roku cały czas się mobilizowałyśmy – najpierw do zawodów Pucharu Świata, a teraz do mistrzostw świata. Zatem teraz chwila odpoczynku, a potem przygotowania do wyścigów szosowych. 

D.P.: Od października, pomiędzy mistrzostwami Europy a mistrzostwami świata, miałyśmy tylko siedem dni odpoczynku, więc to jest bardzo mało, a ja szykowałam na te mistrzostwa życiową formę. Także teraz odpoczynek, a potem ponownie budowanie dyspozycji, bo choć tutaj wszystko nie wyszło tak, jakbym chciała, to na mistrzostwach Europy jeszcze im wszystkim pokaże.

W Pruszkowie rozmawiała Marta Wiśniewska 

Poprzedni artykułPruszków 2019: Katie Archibald doznała wstrząśnienia mózgu
Następny artykułPruszków 2019: Świetny Mateusz Rudyk, Sajnok poza dziesiątką w omnium
Marta Wiśniewska
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.