fot. archiwum prywatne Marleny Karwackiej

Dla Marleny Karwackiej, która na co dzień reprezentuje klub BCM Nowatex Ziemia Darłowska najważniejszą konkurencją, w której wystartuje podczas mistrzostw świata w Pruszkowie będzie sprint drużynowy (wraz z Urszulą Łoś). W rozmowie z nami podsumowała zakończony niedawno Puchar Świata 2018/2019, opowiedziała o celach, a także o tym, dlaczego nie mogłaby ścigać się na szosie. 

Jak podsumujesz Puchar Świata 2018/2019? 

Ogólnie z każdej rundy Pucharu Świata jestem zadowolona, ponieważ z zawodów na zawody jeździłam szybciej. Kiedy po raz pierwszy pojechałyśmy trzy biegi [w Cambridge, w Nowej Zelandii, kiedy to Marlena Karwacka wraz z Urszulą Łoś zdobyła brązowy medal], byłam usatysfakcjonowana, ponieważ pomimo zmęczenia z biegu na bieg jechałam szybciej. Poza tym przez długi czas „kręciłyśmy” czasy 33,8, a gdy w Kanadzie po raz pierwszy pojechałyśmy 33,5, to zrozumiałyśmy, że stać nas na więcej i coś ruszyło się do przodu. 

A jak wspominasz ten medal w sprincie drużynowym zdobyty w Nowej Zelandii? 

To był chyba nasz najtrudniejszy start, zarówno mój, jak i Uli, ponieważ po raz pierwszy musiałyśmy jechać trzy biegi. Ale w sumie pojechałam życiówkę, więc mimo tych trudności każdy moment i każdy aspekt tego występu zapisałabym na plus. Ten medal był dla nas miłą niespodzianką.

Jak się czujesz – mentalnie i fizycznie – przed nadchodzącymi mistrzostwami świata w Pruszkowie? 

Generalnie czuję się dobrze. Jesteśmy w trakcie przygotowań i wydaje się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. 

Jak te przygotowania teraz wyglądają, w tej ostatniej już fazie przed tak ważnymi zawodami, jakimi jest światowy czempionat? 

W tym tygodniu skończyliśmy zajęcia na siłowni i teraz zaczynamy się rozkręcać za motocyklem. Poza tym ci, którzy mają wystartować w sprincie drużynowym ćwiczą tę właśnie konkurencję, zatem cała praca skupia się wokół sprintu drużynowego.

Rozumiem zatem, że sprint drużynowy będzie dla ciebie koronnym startem. 

Tak, to będzie mój najważniejszy start. 

Chciałabym wrócić na chwilę do 2017 roku, kiedy to w jednym z wywiadów powiedziałaś, że jeszcze dużo pracy przed tobą, by dogonić czołówkę. Jak więc z tą pogonią za najlepszymi drużynami jest? 

Tak, trochę czasu już minęło od tamtego momentu i w sumie z każdym startem jest coraz lepiej i zapowiada się na jeszcze lepiej. Ale to zweryfikują już nasi przeciwnicy podczas mistrzostw świata. Te zawody są dla nas bardzo ważne także w kontekście kwalifikacji do igrzysk olimpijskich w Tokio. To stanowi nasz główny, najważniejszy cel.

Ale strata wciąż jest – jak duża?

[chwilę się zastanawia] Jest kilka drużyn, które w tej chwili nie znajdują się w naszym zasięgu. Może dla kogoś, kto tak bardzo nie interesuje się kolarstwem torowym pół sekundy to jest niewiele, ale to w rzeczywistości jest duża różnica, a trudno jest zrobić progres nawet o dziesiątą część sekundy. Wciąż jeszcze dużo pracy przed nami. Może już trochę mniej, ale w dalszym ciągu to nie jest jeszcze to, co chciałybyśmy osiągnąć.

Pół sekundy to w kolarstwie torowym nigdy nie było mało, ale wydaje się, że w dzisiejszych czasach w czołówce robi się jeszcze ciaśniej, prawda? 

Tak, ponieważ jest cztery-pięć drużyn, które jeżdżą podobnie i w związku z tym nigdy nic nie wiadomo. Teraz liczą się nawet setne sekundy.

Jeśli mówisz o drużynach, które wciąż znajdują się poza waszym zasięgiem, to jakie masz na myśli? Australię, Rosję? 

Tak, Australię, Rosję, Niemcy, no i w tej głównej czwórce znajdują się chyba także Holenderki.

Wiesz już w jakich konkurencjach wystartujesz w Pruszkowie? 

Najprawdopodobniej w poniedziałek będziemy miały sprawdzian, który będzie dotyczył tylko jazdy na czas na 200 metrów ze startu zatrzymanego, więc ewentualnie pojadę jeszcze 200 metrów. Ale to byłoby na tyle. 

Jaki jest wasz cel na Pruszków 2019? 

Chcemy wejść do najlepszej ósemki, ponieważ jest to dla nas najważniejsze. Ale chciałybyśmy być jak najwyżej. Tak, jak powiedziałam – są cztery drużyny raczej nie do „objechania”, a całą resztę, jeśli trafimy z dniem i z nogą, to myślę, że może być fajnie. Pewne rzeczy nie zależą jednak tylko i wyłącznie od nas.

Dlaczego zdecydowałaś się zostać sprinterką? 

Jak każdy trenowałam kiedyś średni dystans, ale w sumie nigdy nie brałam pod uwagę ścigania się w konkurencjach średniodystansowych na torze. Mój trener klubowy jakoś tak od początku próbował ukierunkować mnie na sprint. Wahałam się pół roku, ponieważ chodziłam do zwykłego liceum ogólnokształcącego, ale spotkałam się wreszcie z trenerem Danielem [Meszką] i ostatecznie stwierdziłam, że warto spróbować. 

I nie żałujesz tej decyzji?

Nie, nie, nie…Szosa to nie dla mnie, niestety…

Dlaczego? 

Chyba nie mam do tej dyscypliny predyspozycji. Jestem sprinterką, więc mam też inną budowę. 

Ale wiesz przecież, że gdybyś zmieniła trochę wagę i strategię treningową, taka transformacja jest możliwa. Mogłabyś przecież być na przykład sprinterką na szosie. 

Nie, chyba nie dałabym rady…Jechać na przykład cztery godziny. Musiałabym chyba przemyśleć całe życie (śmiech). Nudziłabym się po prostu.

Czego tobie życzyć z okazji mistrzostw świata w Pruszkowie?

Chciałabym, aby przygotowania przebiegły zgodnie z planem, oraz aby przyniosły zamierzony efekt. Aby nie zakłóciła ich żadna choroba, ani nic innego.

Rozmawiała Marta Wiśniewska

Poprzedni artykułPieniądze przeszkodzą Campenaertsowi w próbie bicia rekordu świata w jeździe godzinnej?
Następny artykułCallum Skinner zaangażował się w działalność organizacji Global Athlete
Marta Wiśniewska
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.