Do Igrzysk Olimpijskich w Tokio pozostało 1,5 miesiąca. Najbliższe tygodnie będą kluczowe w kontekście powołań do Reprezentacji Polski na tę imprezę.

Reorganizacja przedolimpijskiego kalendarza Międzynarodowej Unii Kolarskiej, spowodowana koronawirusem oraz skomplikowaną sytuacją polityczną w Kolumbii i na Białorusi. Wskutek tego na wrzesień przeniesiony został Puchar Narodów w Cali, a odwołane zostały Mistrzostwa Europy w Mińsku, które miały odbyć się pod koniec czerwca. To właśnie te imprezy, a także zawody Pucharu Narodów w Hongkongu, w których Reprezentacja Polski nie wystartowała, w większości przypadków miały decydować o powołaniach na Igrzyska Olimpijskie.

Polski Związek Kolarski skorzysta więc z pozostałych punktów kryteriów kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich – decyzję o składzie podejmą trenerzy, po pozytywnym zaopiniowaniu przez Dział Szkolenia i zatwierdzeniu przez Zarząd Związku. – Będzie brany pod uwagę całokształt – wyniki zawodników w danych konkurencjach, aktualna dyspozycja. Poza tym trener średniodystansowców, Andrzej Tołomanow, ma zabrać całą ferajnę do Fiorenzuoli, gdzie na przełomie czerwca i lipca odbędzie się sześciodniówka (30.06-5.07). Będzie ciężko, bo niby skład jest zawężony, ale zawodnicy pokazują aktualnie dobrą dyspozycję – mówi nam Marek Leśniewski, dyrektor sportowy Polskiego Związku Kolarskiego.

Ostatni dzień włoskich zawodów, 5 lipca, jest też finalnym terminem jeśli chodzi o zatwierdzenie składu Reprezentacji Polski na Igrzyska Olimpijskie przez Zarząd PZKol-u. Najprawdopodobniej to właśnie wtedy (ewentualnie 2 dni później, kiedy skład zatwierdzi PKOL) poznamy nazwiska kolarzy i kolarek, które polecą do Tokio. Ważną informacją jest to, że reprezentacja średniodystansowców będzie liczyła trzech, a nie, jak początkowo zakładano, dwóch zawodników. Jeden z nich będzie rezerwowym i, w przypadku problemów zdrowotnych kolarza startującego w omnium, będzie mógł wziąć udział w madisonie.

Gdzie zobaczymy Reprezentację Polski przed Igrzyskami Olimpijskimi?

Jedyną imprezą najwyższej rangi przed zawodami w Tokio będzie Puchar Narodów w Sankt Petersburgu ( 8-11 lipca). – Średni dystans wstępnie się zgłosił, ale wciąż się zastanawia. Zasięgnęliśmy opinii nie tylko w Polsce, ale i za granicą – Europa obawia się Sankt Petersburga. Po pierwsze, ten start jest 3 tygodnie przed Igrzyskami. Część krajów ma już wszystko poukładane i ten Sankt Petersburg miesza w przygotowaniach. Poza tym, w naszym przypadku, zamykamy tor, sterylizujemy, staramy się chronić naszych zawodników, a jeśli teraz polecą do Sankt Petersburga, to różnie może być. Nie chcemy ryzykować – wyjaśnia Marek Leśniewski.

Ewentualny brak startu w rosyjskich zmaganiach nie oznacza jednak, że kolarki i kolarze nie będą mieli gdzie się ścigać. W piątek i sobotę sprinterzy rywalizowali w Grand Prix Niemiec w Chociebużu (CL1). Planowany jest też wspomniany start zawodników i zawodniczek średniodystansowych we włoskiej Fiorenzuoli. Dodatkowo, trener średniego dystansu kobiet, Grzegorz Ratajczyk, planuje wyjazd na zawody wchodzące w skład Pucharu Francji na torze, które odbędą się w dniach 9-11 lipca w Orleanie (CL1).

Kilka tygodni temu polscy sprinterzy rywalizowali w treningowych zmaganiach w Apeldoorn. Jak mówi nam Marek Leśniewski, pokazały one, że zawodnicy są w dobrej dyspozycji. – Nie stracili nic w stosunku do Holendrów. Różnica dalej jest, ale widać, że to się nie pogłębiło, co oznacza, że trener prowadzi zawodników w dobrym kierunku. Ostatni miesiąc będzie najważniejszy.

Według planów miesiąc ten miał wyglądać zupełnie inaczej – na przykład kadra sprinterów jeszcze przed Igrzyskami miała lecieć na krótkie zgrupowanie w Australii. Plany zweryfikowała jednak koronawirusowa rzeczywistość. Australia do końca roku jest zamknięta, przez co kolarze udadzą się bezpośrednio do Tokio.

Nie wiadomo jednak, kiedy dokładnie. – Naukowo zalecane jest lecieć 11 dni przed startem, bo wychodzi wtedy 1,5 doby na jedną godzinę zmiany strefy czasowej, ale sytuacja jest pogmatwana – tłumaczy nam Marek Leśniewski. – Organizator pozwala wejść do wioski na 7 dni przed startem, a tor jest udostępniony na 5 dni przed startem. Jeśli zawodnicy polecą za szybko, to nie będą mieli gdzie trenować. Nie wyjdą z wioski, bo takie są obostrzenia – nie może być żadnych wycieczek i treningów poza wioską.

Z tego powodu nie można wysłać zawodników i zawodniczek do Tokio zbyt wcześnie ani zbyt późno. Najprawdopodobniej Reprezentacja Polski 9-11 dni przed startem torowych konkurencji (2 sierpnia).

Poprzedni artykułGrand Prix Niemiec 2021: Patryk Rajkowski najlepszy w jeździe na czas
Następny artykułPolski Związek Kolarski uzyskał zgodę na sprzedaż toru w Pruszkowie
Kacper Krawczyk
Student dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Oprócz szosy, uwielbia ściganie na torze. Weekendami toczy na rowerze nierówną walkę z podkrakowskimi podjazdami.