Trzecia w rywalizacji sprinterek podczas sześciodniówki w Hongkongu Urszula Łoś powiedziała nam, że bardzo się cieszy z faktu, iż mogła po raz pierwszy w karierze wystartować w tego typu zawodach – pod mniejszą presją i nieco z przymrużeniem oka. 

Przypomnijmy, że tydzień przed zawodami z cyklu Six Day Series w Hongkongu Urszula Łoś ścigała się w mistrzostwach świata, które odbyły się w Pruszkowie. Jako brązowa medalistka Pucharu Świata w keirinie liczyła najbardziej właśnie na tę konkurencję. Niestety w Pruszków Arenie nie była w stanie nawiązać walki o medale, o czym opowiedziała nam tutaj.

Podróż do Azji z pewnością była dla Polki okazją do zrelaksowania się po światowym czempionacie i podbudowania morale po nieudanym występie.

Jestem pod wielkim wrażeniem atmosfery, jaka panuje podczas sześciodniówki. To był mój pierwszy start w tego typu imprezie. Przed wyjazdem nie wiedziałam czego sie spodziewać, ale teraz mogę powiedzieć, że było super. Druga strona kolarstwa. Nikt nie patrzy na to, jaki czas „wykręcisz”, czy wygrasz, czy przegrasz. Siedzimy wszyscy razem w boksie, gadamy i śmiejemy się, a publiczność szaleje. Cieszę się,  że się tu znalazłam i mam nadzieję na więcej takich imprez dla sprinterek

– powiedziała portalowi Natorze.pl Urszula Łoś.

Łoś przegrała tylko z dwiema znakomitymi zawodniczkami – mistrzynią świata i zarazem reprezentantką gospodarzy Wai Sze Lee oraz Niemką Miriam Welte.

Poprzedni artykułNie żyje amerykańska kolarka torowa Kelly Catlin
Następny artykuł500 dni do igrzysk olimpijskich w Tokio
Marta Wiśniewska
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.